Wybierając
kosmetyki, które mają chronić naszą skórę przed szkodliwym działaniem
promieniowania ultrafioletowego, powinniśmy kierować się przede wszystkim
fototypem naszej skóry. Nie mniej istotne są jednak zmiany barwnikowe, czyli
między innymi pieprzyki.
Ja posiadam
fototyp II, czyli mam jasną skórę, opalam się raczej na brązowo i nie mam zbyt
dużych predyspozycji do oparzeń słonecznych. Niestety od kilku lat zauważyłam,
że skóra na dekolcie i na ramionach nie lubi przesytu i reaguje alergicznie na
nadmiar słońca. Niezależnie od tego, jaki stopień ochrony przeciwsłonecznej
wybiorę i jak często będę reaplikowała krem z filtrem, wysypka i tak się
pojawia.
Na tegoroczny wyjazd nad morze, zdecydowałam
się na kosmetyki od Lirene. Zaciekawił mnie również krem od Avon, który stosuję
na twarz.
Lirene – emulsja do opalania SPF 30
Na pierwszy rzut
oka, oczywiście, najistotniejsza informacja, że mamy do czynienia z wysoką
ochroną o SPF 30 o spektrum UVA i UVB. Producent informuje o trójaktywnym
systemie zdrowej opalenizny. Co to takiego? To połączenie ochrony przed
promieniowaniem zakresu UVA+UVB, pielęgnacji skóry i działania
przeciwstarzeniowego. Dzieje się tak, ponieważ w składzie znajdują się zarówno
filtry organiczne i mineralne, masło Shea, witamina E, jak i alantoina.
Emulsja ma
przyjemną konsystencję, dobrze rozprowadza się po skórze, nie bieli, delikatnie
pachnie. Dobrze chroni przed słońcem, nie jest komedogenna, czyli nie zapycha
porów skóry. Nie podrażnia, nie wysusza skóry. Delikatnie natłuszcza i
pielęgnuje.
Zakupiłam ją w
Rossmannie. Cena: 28zł / 175ml.
Jest dosyć wydajna. Użytkowana przez 4 osoby
starczyła na dokładnie na 7 dni. ;-)
Avon Sun+ – wodoodporny krem do twarzy o
działaniu przeciwstarzeniowym SPF 50
W zeszłym roku
do twarzy stosowałam krem z filtrem z Ziaji, o którym pisałam tutaj. W tym roku
zaciekawiła mnie oferta od Avon. Miałam nadzieję, że uda mi się przetestować ten
krem jeszcze przed wyjazdem. Niestety, nałożyłam go tylko dwukrotnie, za każdym
razem mój make-up się z nim nie polubił i zważył. Jeśli jednak chodzi o nadmorskie
klimaty, to jestem z niego bardzo zadowolona. Zawsze wybieram kremy do twarzy z
filtrem o SPF 50, ponieważ zależy mi na wysokiej ochronie. Z technicznych
informacji – krem w tubce ma lekko żółtawy kolor, na skórze dobrze się
rozprowadza, nie jest komedogenny. Skóra się po nim błyszczy, ale nie jest to jakiś
mega duży błysk. Myślę, że jeśli chodzi o ochronę przed słońcem sprawdził się
lepiej niż Ziaja, jednak daje mi mały minus za to, że nie sprawdza się pod
makijaż.
Cena: 14,99zł / 50ml.
Lirene – nawilżający balsam do opalania
SPF 15
Dorwałam go w
Biedronce, ponieważ lubię zabierać na wyjazd kremy o różnym poziomie ochrony.
Zawsze na początku pobytu sięgam po silniejszą ochronę, zaś w drugim tygodniu,
kiedy skóra jest już opalona i „przyzwyczajona” do słońca, po średnią.
Niewiele
się różni od emulsji o SPF 30. Również mamy tu do czynienia z trójaktywnym
systemem zdrowej opalenizny, a w składzie znajdują się zarówno filtry
organiczne i mineralne, masło Shea, witamina E, jak i alantoina. Zapach jest
nieco inny, bardziej „owocowy”, niż „pudrowy”.
Cena: ok. 17zł /
125ml.
Z czystym sumieniem mogę polecić Wam kosmetyki do opalania Lirene. Są dobrej jakości i w przystępnej cenie.
Buziaki, A. xD
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, ale słońce i kiepski dostęp do Internetu zrobiły swoje. ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz